The Big Bang Theory to produkcja, która sprawiła, że na nowo pokochałem popkulturę, zwłaszcza tą związaną z serialami i koniksami. Dlaczego warto więc go obejrzeć?
Nie jestem fanem sitcomów.
Jednak może to jest spowodowane tym, że na mało takich trafiłem. Ten wciągnął mnie na dobre aż do 12 sezonu. I w końcu zebrałem się za ten tekst.
Można powiedzieć, że jest to serial, który łączy ze sobą naukę, popkulturę i masę problemów związkowych.

Głównymi bohaterami są Leonard i Sheldon i są fizykami. Jeden eksperymentalnym, a drugi teoretykiem.
The Big Bang Theory – Ten serial to naprawdę wybuchowa mieszanka
Pracują oni na tej samej uczelni, ale i również razem mieszkają. Ich życie zmienia się, kiedy naprzeciwko wprowadza się śliczna blondynka, która przyjechała do Pasadeny w celu spełnienia swojego marzenia, jakim jest zostanie aktorką.
Oczywiście nie możemy zapomnieć o przyjaciołach dwóch geniuszy, Howardzie oraz Rajesh. Jeden jest wiecznie napalonym inżynierem, z którego z powodu braku doktoratu nabija się Sheldon.
Nie jestem szalony. Mama robiła mi testy.
Sheldon
Natomiast drugi jest astrofizykiem ze słabością do aktorek, komedii, a do tego kocha swetry i ma wyidealizowane spojrzenie na kraj w którym mieszka przez te wszystkie reklamy oraz komedie romantyczne.
I patrząc na to, co właśnie o nich napisałem, nie wiem, który jest gorszy, gdybym potrzebował ich pomocy.
Czasem komiksy i książki to nie wszystko w życiu
Dla mnie siłą tego serialu są momenty, gdy widzimy naszych bohaterów w sytuacjach społecznych. Mam na myśli to, że brakuje im takiego obycia, ponieważ przez większość swojego dorastającego życia byli oni gnębieni za to, że są geniuszami.
Do tego wiele wydarzeń, w jakich się znajdują, próbują oni sobie wyjaśnić za pomocą fizyki lub czasem szukają oni tego w serialach, komiksach oraz filmach jakie widzieli.

Ten serial niesamowicie świetnie to weryfikuje, ponieważ często pokazuje, że to doświadczenie życiowe jest diametralnie inne od tego, z czym walczą bohaterowie Marvela oraz DC.
A uwierzcie, że o nich po oglądaniu tej produkcji można niesamowicie wiele się dowiedzieć. Nawet, jeśli na samym początku wiedziało się tyle, co nic.
Patrząc nawet po swoich rodzicach, którzy nie ogarniali za bardzo komiksów oraz filmów o super bohaterach.
Mogę śmiało powiedzieć, że The Bg Bang Theory, było dla nich świetną pozycją startową. Co prawda pytanie „Marvel czy DC?”,pozostaje po dziś dzień bez odpowiedzi.
Wróćmy jeszcze do postaci, bo, na tych czterech nerdach (lub geekach, zależy jak na nich spojrzeć), skończyć nie możemy. Wcześniej wspominałem o sąsiadce imieniem Penny.
Ona namiesza w życiu Fantastycznej Czwórki tak niesamowicie, że czasem zastanawiam się, jakby ten serial wyglądał, gdyby jej nie było.
Klasyka goni klasykę
Kolejną mocną stroną serialu jest fakt to, że co chwila słyszymy o takich klasykach filmowych jak seria o Indianie Jones, Star Treku i Powrót do przyszłości, czy starym Batmanie.
Mowa oczywiście o tym, co było przed erą Christophera Nolana. Można powiedzieć, że znajdą tutaj coś wyjadacze, ale i nowi.

To tylko kilka przykładów, bo przez dwanaście sezonów (279 odcinków) było ich naprawdę sporo.
Często też nasi bohaterowie dyskutują o tym, jak i dlaczego jakaś produkcja jest zła, bo nie zgadza się z komiksem.
Często też grają w wiele gier, które mają za zadanie sprawdzić ich wiedzę dotyczącą jakiejś produkcji. Super, prawda?
Nawet momentami możemy spotkać sceny, gdzie nasi bohaterowie używają fikcyjnego języka z serialu Star Trek.
To świetnie pokazuje, że dla niektórych serie telewizyjne i kolejna wizyta w kinie, są czymś więcej niż tylko następnym serialem lub filmem.
Moment, czy to jest…?
Kolejną niesamowitą odpowiedzialną za to, że zostałem przyciągnięty do The Big Bang Theory, jest to, że w tej produkcji pojawiają się ludzie sławni.
Pierwszą postacią, która przychodzi mi do głowy jest chociażby Neil Gaiman, który pojawił się, gdy rozmawiali o komiksach.
A jak już jesteśmy przy tym medium, to w jednym z odcinków pojawia się sam Stan Lee.

Tak, ten Stan Lee, który stoi za wieloma legendarnymi postaciami wchodzących w skald uniwersum Marvela.
Oczywiście nie możemy zapomnieć, że nasi bohaterowie związani są z nauką. Konkretniej z fizyką oraz astrofizyką i inżynierią czy szerzej rozumianą technologią.
Obok wcześniej wspomnianych sław w serialu zagościli Bill Nye, Stephen Hawking i sam Bill Gates.
Ta lista jest o wiele dłuższa, ale nie będę wam psuć zabawy. To tylko naprawdę kilka nazwisk osób, jakich w takim serialu byście się nie spodziewali.
Z pomagierów w bohaterów
Ostatnią super rzeczą, która jest tutaj mocna, to fakt, że nasi bohaterowie z sezonu na sezon stają się bardziej otwarci na otaczający ich świat.
Mam tutaj na myśli to, że wszystko to, czego brakowało im za czasów szkoły, powoli nadrabiają swoje umiejętności społeczne.
Dlaczego polecam ten serial?
Wiem, że podałem wam mało przykładów rzeczy, które mnie do niego przyciągnęły, ale ciężko mi o nim napisać bardziej obiektywnie. Ten tekst nie jest recenzją.
Jest raczej zbiorem elementów, które mogą zaciekawić ludzi, którzy jeszcze jakimś cudem ominęli te produkcję.
Serial możecie obejrzeć na platformie Netflix, a niedługo w salonach Empik pojawi się publikacja dotycząca serialu.
Tytuł to:
Ja swoją sztukę mam już zamówioną i nie ukryję, że nie mogę doczekać się lektury i tworzenia następnego wpisu na bloga.
A jeśli jakimś cudem pokochacie serial tak samo jak ja, to mam super dodatek.
W serwisie Na Ekranie, Marcin Zwierzchowski przygotował świetne quizy (klik i klik) sprawdzające waszą wiedzę.
„Czasem oglądam powtórki gdy akurat natrafię w TV – i znów się śmieję z tego samego :- ) ” Mam to samo!
Tak, znalazł się w jednym odcinku. Zdaje się, że rozmawiał z Howardem. Oczywiście, jak napisałem we wpisie, trochę ich tam było.
Z Wielkich tego świata to jeszcze Musk gra w jednym odcinku 🙂
Uwielbiałam ten serial – i choć ociągałam się latami, aby coś takiego włączyć, w końcu to zrobiłam – i nie żałuję 🙂 Żałowałam, gdy dobiegł końca.
Uwielbiam za inteligentne poczucie humoru – nie lubię komedii amerykańskich, uważam, że są niesmaczne, mało śmieszne, naciągane – BBT jest inna. Ach dużo by pisać! Swego zcasu na jednym z postów zachwalałam BBT – czasem oglądam powtórki gdy akurat natrafię w TV – i znów się śmieję z tego samego :- )