GamePass, a może Playstation Plus? Abonament idealny, a może kolejny bezsensowny pomysł, by poróżnić gracza?
W ostatnim odcinku podcastu, w jakim miałem przyjemność brać udział, wywiązała się dyskusja dotycząca padów do konsol.
To pchnęło mnie do zastanowienia się, czy czasem nie przesadzamy z tym, co uznajemy za ważne dla nas. Ostatnio pisałem o tym, że gracze w Anglii mają dość tematu fuzji Microsoft z Activision Blizzard.
I trudno im się dziwić, bo stwarza to wiele problemów, które mogą nie tylko zmienić dynamikę rynku, ale i fakt w jaki sposób odbieramy gry.
Abonament idealny?
Powiem wam szczerze, że korzystałem z obu abonamentów, które można chwilowo znaleźć na rynku. U mnie nie zdają one egzaminu. I nie dlatego, że oferują mi coś, co jest mi na ten moment zbędne. Dzięki temu, że miałem oba, mam świadomość tego, że wielkość obu bibliotek sprawia, że wstanę sprzed konsoli, ale dopiero za kilka lat. Przynajmniej, kiedy sprawdzę to wszystko, co chciałem.
Jestem na tym etapie, gdzie wolę grać, a nie przyglądać się temu, kto co ma i w jakich cenach oferuje.
Sony ma swoje zabawki, a Microsoft ma swoje
Żyjemy w tak ciekawych czasach, gdzie mamy dostęp do wszystkiego, także i rozrywki w światach wirtualnych. Płacisz trochę złotych monet, masz dostęp do gier i grasz w co chcesz. Wszyscy zadowoleni. Ty masz zastosowanie dla konsoli, co stoi i się kurzy, a firmie zgadzają się zera w magicznych tabelkach.
Zielony, a może niebieski?
Niesamowicie bawią mnie przepychanki ludzi w internecie, gdzie dosłownie o wszystko można mieć problem. Jeden gra na Xboxie, drugi Playstation, ale muszą sobie skoczyć do gardeł. By udowodnić, kto ma rację, kogo sprzęt góruje nad drugim.
Jasne, jeden producent zrobił tak, a inny w ten sposób. Zgadnijcie, czy ma to sens w ogólnym rozrachunku. Nie, nie ma. Gracz gra na tym, na czym mu wygodnie i w to, co chce. W końcu kiedyś to się liczyło, a nie masa innych elementów składowych, jakie to pojawiły się pod drodze.
Jaki to ma sens? Chyba robię się już za stary na to, by zastanawiać się, czy ma sens bić się o to, kto ma ładniejszą łopatkę w piaskownicy, dla mnie liczy się to, iż obie działają tak jak napisano na opakowaniu.
Kiedy widzę, że ktoś narzeka na liczbę klatek w danym tytule, to mnie trochę krew zalewa. Jasne, ładnie to wygląda, ale dochodzimy do następnej skrajności. Coś ładnie wygląda, często na papierze, albo innej praktyce, ale my jako człowiek i tak nie dostrzegamy. Nasze oczy tego po prostu nie rejestrują. Jednak trzeba o to się pluć w internecie i robić sztuczny konflikt, a i tak koniec końców – wszyscy kończymy na tym, że gramy w gry.
Ciekawe czasy…
Dziś mamy taki piękny okres w rozwoju naszej ludzkości, że to, co uznajemy za problem zostaje wyolbrzymione do poziomu osobistej katastrofy i mamy problem, że nasz dobry znajomy jest fanem konsoli niebieskiej, a nie jak my – zielonej, bo w końcu nasza religia jest jedyną słuszną religią na świecie.
Grasz? To graj!
Czasem zastanawiam się, czy to, że nasze życie stało się tak wygodne i daje dostęp do tylu rozrywek sprawiło, że szukamy bezsensownych powodów na to, by pluć na drugiego człowieka w sieci. Przypomnę, że kiedyś wszyscy graliśmy w to samo, bo nie było konsol Frajdę sprawiało nam to, że myszka po odpaleniu gry zamieniała się w miecz.
Słuchajcie, ja wiem, że brzmię teraz jak stary dziadek, co nie zna się na grach. Kurczę, sporo swojego czasu spędziłem jako ich odbiorca, zarówno gracz, jak i recenzent.

Powiem tylko jedno: W pewnym momencie będzie się liczyło to, co wy z tego tytułu na koniec wyciągacie, a nie wojna, że twoja konsola jest lepsza od drugiej. Tak samo, kiedy patrzysz na abonament oferowany przez obie firmy!
Lubisz Sony? Super? Xbox Ci pasuje? Świetnie. Na obu da się grać w różne tytuły i tak najlepsze w tym wszystkim jest to, że na koniec każdy z nas niesamowicie cieszy się, że przeżył jakąś przygodę.
Każdy może grać w co chce!
Ostatnimi czasy naprawdę zdystansowałem sie od gier i zauważyłem, że to co nam oferuje, nie jest jedynym, co mogę z niej wyciągnąć. W sieci przez wielu swoich kolegów po piórze jestem kojarzony jako ten od serii Assassin’s Creed.
I wiecie co? Dobrze mi z tym, bo wielokrotnie udowadniałem, że dla mnie nie była to tylko gra, lecz również możliwość na zderzenie świata realnego z przedstawionym. Analizy przez pryzmat swoich własnych doświadczeń i weryfikacji swojej wiedzy i postrzegania otaczającego mnie świata.
Sony vs Microsoft?
Pewnie powiem teraz coś, co dla wielu może zostać odebrane jako kontrowersyjne, ponieważ nie opowiadam się po żadnej ze stron. Dla mnie obie firmy dostarczyły produkt i abonament, który w mojej ocenie spełnia swoje zadanie.
Abonament jest tylko wartością dodatnią i nie mam problemu z płaceniem obu lub jednego z dwóch, bo w każdym znajduje coś, co jest dla mnie interesujące.
Oczywiście obok katalogu gier, dają dostęp do funkcji sieciowych jak tryb multiplayer, czy specjalne zniżki w sklepie, ale to tylko udowadnia, iż oba względnie działają na zbliżonej zasadzie. Wszystko tak naprawdę sprowadza sie do gier.
To gdzie jest pad pogrzebany?
Problem mam tylko z graczami, którzy myślą, że robiąc wojenkę o to, kto ma lepszy sprzęt i ofertę chmury – szkodzą tylko sobie. Tak w końcu wszyscy cieszymy się tym, w co graliśmy i co dzięki temu jeszcze bardziej nas pochłonęło.
Grajmy, cieszmy się z tytułów, które sprawiają, że mamy niesamowitą przyjemność. Wiecie z odkrywania tego, co stworzyli nasi kochani twórcy. Nie drzyjmy na siebie gardło do skali fanatyzmu. Nie ma to sensu, szkoda czasu. W końcu w abonamencie jest jeszcze tyle gier do sprawdzenia, że to dopiero początek zabawy.
Ps. Tekst nie ma na celu obrażania nikogo. Ma jedynie na celu wskazanie pewnego poziomu absurdu i jednocześnie bezsensownych zachowań graczy.
Zupełnie nie mam czasu grać. Może kiedyś raz na jakiś czas zagram u kogoś, ale sam nie mam na to czasu. 🙁